Na prowokację Czuchnowskiego nabrał się portal o mediach i krytycy dziennikarza
Wojciech Czuchnowski podkreśla, że jego prowokacja zawierała sześć "czerwonych flag" – ukrytych ostrzeżeń, że to nieprawda (fot. Wojciech Surdziel)
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Wojciech Czuchnowski opublikował w mediach społecznościowych wpis o otrzymaniu ponad 400 tys. zł od rządu i żydowskiej organizacji na doktorat i książkę o hejcie. Informacja, która osiągnęła milionowy zasięg, okazała się żartem, na który nabrali się głównie krytycy autora.
"Tekst o moim »doktoracie« i »stypendium« – niczego nie sprawdzając – zamieściły Wirtualne Media. Wtedy zrozumiałem, że czas przerwać" – przyznał Wojciech Czuchnowski, który w niedzielę 23 listopada po godz. 12 na platformie X poinformował o rocznym stypendium na pisanie doktoratu o mowie nienawiści na X. Miał rzekomo dostać 147 tys. z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i 68 tys. euro od Światowego Kongresu Żydów. Praca miała się ukazać w formie książki, wydanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, i trafić do szkół średnich. "Piszę teraz, bo w przyszłym tygodniu ma to być oficjalnie ogłoszone, więc wolę poinformować jako pierwszy" – tłumaczył.
Pod wpisem rozgorzała dyskusja, pojawiły się setki komentarzy. Krytykowano wpis dziennikarza, robili to także politycy prawicy (m.in. Janusz Cieszyński, Jacek Ozdoba, Dariusz Matecki, Michał Woś), ironizując o niezależności za rządowe pieniądze.
Po trzech godzinach serwis Niezależna.pl opublikowała artykuł, pisząc w nadtytule: "Tusk płaci i wymaga?". Prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz na X gratulował Czuchnowskiemu, wysyłając zdjęcie kobiety ubranej w czerwoną bieliznę z dolarami za podwiązką. Krzysztof Feusette z telewizji wPolsce24 komentował: "Jeszcze niedawno nazywał mnie »złamanym fiutem«, a gdy oficjalnie przeprosiło za to kierownictwo »GW«, łkał tutaj, że to określenie »pieszczotliwe«. Moczymorda i tyle". W gronie krytyków dziennikarza "GW" wystąpili też m.in. Marcin Fijołek z Polsat News czy Marek Mikołajczyk z "Dziennika Gazety Prawnej".
Nieliczni wątpili w autentyczność informacji. Robert Mazurek z Kanału Zero pisał: "Czy tylko ja uważam, że to fejk, a Czuchno sobie jaja robi?". Kataryna miała nadzieję, że to "żart", a wicenaczelny serwisu Polityka.pl Michał Danielewski stwierdzał jednoznacznie: "Wiem, że wszyscy jesteśmy na tym niegdyś darmowym portalu napięci jak struna w gitarze Van Halena, ale naprawdę nie jest trudno się zorientować, że Wojtek Czuchnowski robi sobie jaja przy niedzieli".
Osiem godzin po pierwszej publikacji Wojciech Czuchnowski opublikował oświadczenie. Wyjaśnił, że jego wpis był prowokacją, "bolesnym eksperymentem na żywym ciele użytkowników".
"Wnioski są ponure, bo złapali się nie tylko X-owicze, w tym znani dziennikarze, ale też politycy" – napisał Wojciech Czuchnowski. "Jeżeli kogoś nie lubimy, to nie sprawdzamy niczego i nawalamy w niego" – to wniosek, jaki wyciągnął z tej prowokacji.
Książkę o hejcie na platformie X dziennikarz "GW" naprawdę chce napisać.
Podkreśla, że jego prowokacja zawierała sześć "czerwonych flag" – ukrytych ostrzeżeń, że to nieprawda. Podstawowa to brak wykształcenia wyższego, niezbędnego do doktoratu. Informacja, że nie napisał pracy magisterskiej, jest znana, była już tematem publikacji medialnych, jest też zamieszczona w jego Wikipedii. Listę "czerwonych flag" kończył zdaniem: "Musiałbym być skończoną świnią, a przy okazji kretynem, by brać pieniądze od rządu, gdy napisałem dziesiątki tekstów potępiających taki proceder wśród dziennikarzy".
Wśród tych, którzy dali się nabrać, wymienił właściciela Kanału Zero Krzysztofa Stanowskiego oraz dziennikarzy Patryka Słowika i Pawła Figurskiego, którzy przechodzą do tego projektu z Wirtualnej Polski.
W połowie 2024 roku Stanowski zasłynął prowokacją – filmikiem rzekomo nagranym potajemnie z zebrania redakcyjnego w Kanale Zero. Inscenizacja miała dowodzić ochrony polityków prawicy w tym medium. W pułapkę Stanowskiego wpadło wtedy wielu doświadczonych dziennikarzy, m.in. Radomir Wit z TVN 24, Tomasz Lis i Wojciech Czuchnowski. Prowokacja Kanału Zero miała być wówczas wymierzona w dziennikarzy mediów tradycyjnych i podważyć ich wiarygodność. W filmie, w którym Stanowski ujawniał swoją prowokację, obrażał tych, którzy dali się nabrać. "Zaszyta była w niej (prowokacji – przyp. red.) mała pułapka, która miała odróżnić prawdziwych dziennikarzy od kretynów. No i wiecie, co się stało? Odróżniła" – cieszył się. Nagranie sprzed roku, teraz przypominało na platformie X kilku dziennikarzy.
Czuchnowski w rozmowie z "Presserwisem" twierdzi, że nie planował zemsty na Kanale Zero, choć ma satysfakcję z wpadki Krzysztofa Stanowskiego. Tłumaczy, że akcja była spontaniczna – utknął sam na Sycylii i tam wpadł na pomysł napisania książki o hejcie na X. Żart ze stypendium ma być jej elementem.
Publicysta "Rzeczpospolitej" Jacek Nizinkiewicz uważa, że prowokacja Wojciecha Czuchnowskiego pokazuje nie tylko głębokie podziały wśród dziennikarzy, ale też podważa wiarygodność tego zawodu. – Ja też niejednokrotnie dałem ciała, bo podałem fejka. Czy to mnie dyskwalifikuje jako dziennikarza? Będę bronił Czuchnowskiego i Stanowskiego, bo jesteśmy tylko ludźmi, którym zdarza się pomylić – mówi "Presserwisowi" Nizinkiewicz.
Dziennikarz śledczy Onetu Jacek Harłukowicz w serwisie X komentował oświadczenie Czuchnowskiego: "I znów wyszło, jak działa obecnie przepływ informacji. Bez sprawdzenia, jakiejkolwiek weryfikacji czy choćby próby ustalenia »jak jest«".
Dominika Wielowieyska z "GW" też była zdumiona, jak wiele osób nabrało się na prowokację kolegi z redakcji. "Wy, którzy braliście od PiS-u pieniądze pełnymi garściami, a w końcówce rządów PiS puściły wam wszystkim hamulce, owczym pędem rzuciliście się na tę fałszywkę. Parafrazując Gogola: »Kogo nazywacie prostytutkami? Sami siebie nazywacie prostytutkami«" – pisała Wielowieyska na X.
(KB, 25.11.2025)










